Archiwum prywatne

Gorzkie lekarstwa na chory system

Udostępnij:

Brakuje miliardów złotych w Narodowym Funduszu Zdrowia, który traci płynność finansową. Jak przekonuje ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich Wojciech Wiśniewski, konieczne są drastyczne i niepopularne rozwiązania, jak na przykład podwyżka składki zdrowotnej, aby uniknąć zapaści.  

Uszczelnienie systemu
Wiśniewski proponuje uszczelnienie systemu, które zawiera między innymi propozycję, by pacjent mógł za wizytę prywatną odpisać sobie 10 proc. jej kosztu od podatku. Jak wyjaśnia Wojciech Wiśniewski, ta propozycja niesie za sobą dwie korzyści. Po pierwsze ograniczenie szarej strefy, bo pacjent będzie dążył do tego, by jego wizyta była rejestrowana i zależeć mu przecież będzie na tym, by skorzystać z tej ulgi. Z drugiej strony pojawi się dodatkowy popyt na świadczenia prywatne, a także pozwoli to na określenie prawdziwych potrzeb zdrowotnych.

Jak przekonuje ekspert, dysponując taką wiedzą, płatnik będzie mógł zaplanować działania, uzupełnić swoją ofertę lub ją zmienić. Będzie miał wgląd na bieżąco do tego, czego brakuje w systemie publicznym.

Kolejna propozycja Wiśniewskiego to ubezpieczenie ryzyka choroby oraz konsolidacja Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i Narodowego Funduszu Zdrowia. Wojciech Wiśniewski zauważa, że w takiej sytuacji NFZ będzie zainteresowany redukowaniem liczby absencji chorobowych pracowników, która Polsce jest na znacząco wyższa niż w innych krajach europejskich – pracownik na zwolnieniu chorobowym przebywa przeciętnie 16 dni, a we Francji i w Danii – 10 dni.

– W interesie NFZ jest zatem to, by pracownicy szybciej wracali na rynek pracy. Chcielibyśmy połączyć składkę zdrowotną ze świadczeniem, jakie pracownik płaci za ubezpieczenie chorobowe. Połączona składka wynosiłaby 11,95 proc., nieco inne rozwiązanie byłoby dostępne dla przedsiębiorców – wyjaśnia.

Podwyżka składki zdrowotnej
Odpowiadając na argument, że taka propozycja zawiera w sobie podwyżkę składki zdrowotnej, ekspert wyjaśnia.

– Inflację mamy już niższą, a dynamika płac jest nadal wysoka, co oznacza, że realnie zarobki w Polsce zwiększają się i są to sprzyjające warunki, by porozmawiać o podwyższeniu wymiaru składki zdrowotnej. Tym bardziej że mówimy o symbolicznym wzroście o 0,5 pkt proc., z obecnych 9 proc. Zdajemy sobie sprawę, że wzrost każdego obciążenia jest niepopularny, dlatego jednocześnie mówimy o tym, że konieczne jest uszczelnienie systemu. Te pieniądze niezbędne są nie tylko na podwyżki wynagrodzeń w ochronie zdrowia, ale też na wzrost dostępności świadczeń zdrowotnych – tłumaczy.

Z wyliczeń wynika, że dla osoby z minimalnym wynagrodzeniem to wzrost miesięcznego obciążenia o 20 zł, a z przeciętnym wynagrodzeniem – o 37 zł. W przypadku przedsiębiorców miałoby to być utrzymanie składki na dotychczasowym poziomie – obecnie płacą oni średnio ok. 980 zł miesięcznie.

W przypadku rolników to z dostępnych danych z ZUS wiadomo, że średnie miesięczne obciążenie składką zdrowotną wynosi 9 zł. Wiśniewski proponuje dwie zmiany – pięciokrotne podwyższenie wymiaru składki zdrowotnej do 5 zł za hektar przeliczeniowy, przy jednoczesnym zwolnieniu z niej rolników, którzy prowadzą gospodarstwa do 6 ha. Chodzi o to, by gospodarstwa towarowe, które produkują na rynek w większym stopniu, partycypowały w składce. Miesięczne obciążenie w wysokości 36 zł nie wydaje się radykalnie wysokim, biorąc pod uwagę, że średnie obciążenie pracownika zatrudnionego na umowę o pracę to 525 zł.

Jak wyjaśnia Wiśniewski, ZUS finansuje nieobecność pracownika od 34. dnia, a jeśli ukończył on 50 lat, to od 15. dnia jego nieobecności w pracy. Ujednolicając to, powstaną systemowe zachęty, by zmniejszyć liczbę absencji.

Zmiany w wyliczaniu minimalnego wynagrodzenia dla pracowników medycznych
Wojciech Wiśniewski argumentuje, że dzisiaj minimalne wynagrodzenie w ochronie zdrowia wylicza się od średniego wynagrodzenia w gospodarce. To spowodowało bardzo dynamiczny wzrost płac w tym sektorze. Cel ustawy o minimalnych wynagrodzeniach został osiągnięty – zarobki w ochronie zdrowia są wyższe niż w innych sektorach gospodarki. Na przykład grupa piąta (m.in. pielęgniarki bez wyższego wykształcenia lub specjalizacji) ma zagwarantowane miesięczne wynagrodzenia obecnie na poziomie prawie 11 tys. zł brutto.

Ekspert proponuje wyhamowanie tych zarobków i ustalenie kwoty bazowej z możliwością waloryzacji.

Na jakim poziomie?

– Chodzi o to, by za bazę przyjąć poziom wynagrodzeń minimalnych, który obowiązuje od 1 lipca 2024 r., i waloryzować płace, tak jak renty czy emerytury. Jesteśmy przeciwni zamrożeniu tych kwot. Chcemy też, by nie spadały w czasie. Jeśli tego nie zmienimy, to te wynagrodzenia w ochronie zdrowia – przy nieuchronnym braku płynności ze strony NFZ – staną się takim lizakiem, który trzeba będzie lizać przez szybę. Placówki po prostu nie będą miały pieniędzy, by płacić swoim pracownikom. Perspektywa kryzysu jest realna – w tym roku płatnikowi zabraknie 10 mld zł, w przyszłym – 27 mld zł, a w 2026 roku – 41 mld zł. Więc albo wprowadzamy niepopularne zmiany, albo dosypujemy pieniędzy, których w budżecie faktycznie nie ma. To jest sytuacja, przed którą stoi rząd – zaznacza Wiśniewski.

A co z kontraktami, na podstawie których zatrudnionych jest ponad 70 proc. lekarzy, których zarobki mogą sięgać miesięcznie nawet setek tysięcy złotych?

– Kominy płacowe w systemie ochrony zdrowia są beczką prochu, która może go wysadzić. Tak naprawdę do wybuchu dochodzi każdego roku, bo wynagrodzenia powyżej 80 tys. zł czy 100 tys. zł nie należą wcale do rzadkości w placówkach medycznych. Dlatego powinniśmy wprowadzić górny limit wynagrodzeń finansowanych ze środków publicznych. W szpitalach byłaby to ustalona wielokrotność średniego wynagrodzenia w gospodarce. Musielibyśmy to jeszcze uzgodnić w trójstronnym zespole. Niemniej naszą wyjściową propozycją jest czterokrotność przeciętnej pensji. Wydaje się nam, że miesięczne zarobki powyżej 40 tys. zł sprawiają, że zawód lekarza jest atrakcyjny... Powinniśmy znaleźć punkt przecięcia między zapewnieniem atrakcyjności zawodu lekarza w publicznym systemie a górną granicą wydatkowania na to środków publicznych.

– Pamiętajmy, że pieniądze publiczne. W nich nie da się zapewnić pokrycia pensji lekarzy, które przekraczają czasem nawet setki tysięcy złotych miesięcznie. Wiele kontraktów zależy od liczby wykonanych świadczeń. A w sytuacji, gdy NFZ przestaje regulować swoje zobowiązania, tego typu rozwiązania sypią się jak domek z kart. Niebawem czeka nas i tak wstrząs kadrowy w systemie, szczególnie tam, gdzie pojawią się problemy z płatnością ze strony NFZ – mówi Wojciech Wiśniewski.

Przeczytaj także: „Nie ma pieniędzy na zapłacenie wszystkich wykonanych świadczeń”.

Menedzer Zdrowia twitter

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.